26 marca 2013

Ostatnimi czasy wstaję z problemami po 10. Jakaś taka... "niedospana", pognieciona, nic mi się nie chce, najchętniej cały dzień bym przesiedziała.


No, może ugotowała coś dobrego na obiad i czasami jakiś deser. I to wszystko. Wiem, pracuję do 20 - 21 ostatnio, a weekendy mam w tygodniu, jeśli się nawiną dwa dni wolne pod rząd, ale to za wiele nie tłumaczy. Nie mam weny na dłubanie, szkatułki leżą rozgrzebane, pudełeczka z zawieszkami pokrył kurz, a rozwojowe blogi odwiedzałam tylko po to, żeby się zainspirować i... pójść spać. Dzisiaj powiedziałam: basta!
Fakt, znowu wstałam po 10, ale nie można wszystkiego postawić na głowie tak nagle ;). Za to posprzątałam, robię trzecie pranie, ugotowałam obiad


rozplanowałam resztę dnia, pomalowałam pazurki, zadbałam o włosy i wyciągnęłam szkatułkę celem omozaikowania. Mam też przygotowany słoik sukcesów i już rozpoczęte zadanie na najbliższą przyszłość: poprawienie pamięci. W tym celu postanowiłam uczyć się jednego cytatu dziennie. Mało? Może. Ale kiedyś próbowałam i wiem, że ten sposób na mnie działa i już po miesiącu przynosi nadspodziewane efekty (nie wiem, dlaczego tego zaprzestałam...). A do tego nie wymaga dużego wkładu czasu ani mozolnych treningów. A i w rozmowie można dzięki niemu zabłysnąć ;).

Next
Nowszy post
Previous
This is the last post.

1 komentarze:

DiesIrae pisze...

Początki, nowe i te mniej nowe, są dobre. Zawsze to trochę świeżej w głowie.
Patrząc na obiadek twój, zrobiłam się głodna..